sobota, 12 grudnia 2015

Tragedia życiowa

Wylał mi się zmywacz do paznokci. Pochlapał laptop. Teraz mam na nim, wyżarte dwie białe plamy. W sumie nie wiem co z tym zrobić, a są strasznie irytujące. Na razie. Pewnie do nich przywyknę. Ogólnie to smutek.

Z okazji tego, że mm dwa egzaminy, na które powinnam się uczyć i część prezentu do zrobienia dla Igora (i to oczywiście wszystko w tym tygodniu) zamiast zrobić coś pożytecznego postanowiłam walnąć sobie notkę. Bo czemu nie? I tak pewnie zarwę kilka nocek. Przeżyję.

Skomentowałabym jakoś sytuację Trybunału Konstytucyjnego, o którą wszyscy mają taki ból dupy, ale jakoś... nie bardzo mnie ona obchodzi. Zawsze sprawy typu ,,kto zasiądzie tym razem na stołku" gówno mnie obchodziły. Tym bardziej, że nie bardzo mogę coś zmienić w tej kwestii. A jeszcze bardziej tym bardziej, że chodzi o instytucję jaką jest Trybunał Konstytucyjny. Chcą sobie zmieniać? To niech zmieniają, ani mnie to ziębi ani parzy. Jedyne co mnie dziwi, że z wprowadzeniem ,,swoich ludzi" zwlekali aż tak długo. Reszta była do przewidzenia.

Polska polityko stajesz się nudna i przewidywalna.

Byłam sobie dziś w kinie. Na drugiej części Kosogłosa. Wiadomo, film do książki to się raczej nie umywa, ale nie narzekam :) Podobał mi się. Chociaż jedna scena mnie dobiła i zniszczyła emocjonalnie. Koleżanka obok - łzy w oczach, a ja popłakana...ze śmiechu. Scena ta była tak groteskowa i absurdalna, że szkoda gadać. Niby miała wzruszać, niby temat ciężki, ale taka mała podpowiedź dla przyszłych reżyserów - jeśli chcecie nakręcić wzruszającą scenę nie mieszajcie do tego kotów.

Dobrej nocy moim czytelnikom.

środa, 9 grudnia 2015

Sens blogowania i ambitne plany

Wchodzę sobie na bloga (a ostatnio robię to nie tak często jak bym sobie tego życzyła) i widzę ponad 1000 wyświetleń. Wiedziałam, że kiedyś ten dzień nadejdzie, mój pierwszy tysiąc... tylko nie sądziłam, że zrobi to na mnie takie wrażenie. Ktoś może powiedzieć Co to jest 1000? Ja mam pierdyliard razy więcej wyświetleń! albo Czemu ekscytujesz się wyświetleniami? Przecież one nic nie znaczą.

Zdaję sobie sprawę z tego, że nawet jeśli ktoś tu zajrzy niekoniecznie musi czytać coś co napisałam. Ale dla mnie ten (już ponad) tysiąc znaczy wiele, bo to jest dla mnie informacja, że ktoś, gdzieś tysiąc razy uznał, że może warto tu zajrzeć. Na początku, kiedy zakładałam bloga, zrobiłam to dla siebie. Nie sądziłam, że w ogóle ktoś tu będzie zaglądał, a co dopiero komentował czy obserwował to, co piszę. Nie sądziłam też, że będzie miało to dla mnie znaczenie.

Teraz, kiedy weszłam w ten świat trochę głębiej, wiem, że czytelnicy dodają skrzydeł i pisałabym tego bloga dalej, nawet gdyby zaglądała na niego tylko jedna osoba, bo byłaby tego warta.

Czego się absolutnie nie spodziewałam, blogowanie wiele mi dało. Możliwośc wyrażenia swoich myśli sprawiła, że stałam się trochę bardziej otwarta, mniej przejmuję się opinią innych, jestem bardziej pewna siebie.

Podobno internet sprawia, że ludzie oddalają się od siebie. Jednak, jak może to być prawdą, kiedy dzięki blogowaniu poznałam tylu wspaniałych ludzi i ich historie? Mówię o moich aniołch stróżach, którzy czytają, wspierają i komentują. Dziękuję za rady, wskazówki, komentarze i wszystkie miłe słowa, a także Wasze szczere opinie (nie zawsze zgodne z moimi). Dzięki Wam pisanie ma sens.

Z niecierpliwością czekam na następny tysiąc. Już bliżej niż dalej ^^

Z innej beczki.

Prowadziłam też bloga z recenzjami o książkach. Jednak przez brak czasu zawiesiłam działalność na nim. Jednak czasem mam ochotę wyrazić swoją opinię na temat przeczytanej książki, czy też obejrzanego filmu. Jestem tylko człowiekiem i czasem nachodzi mnie chętka, żeby zwymyślać aktorów czy obrazić autora publicznie. No i brakuje mi mojej serii z ,,ważnymi pytaniami".

Dlatego (co nie zdarzy się raczej prędko) planuję przenosiny bloga na ten i zmianę wyglądu.

Ale sprawami fuzji będę się zajmowała już pod sesji, czyli jak dobrze pójdzie w pierwszej połowie lutego.

Jednak gdyby ktoś chciał mi rekreacyjnie strzelić  m i jakiś fajny szablonik to się nie obrażę.
W tej sprawie można kontaktować się mailowo: lagornith@gmail.com

Jeśli nie znajdą się chętni to sama będę kombinować, może nie wyjdzie mi aż tak straszna kupa i będzie się na to dało patrzeć ;) 

niedziela, 29 listopada 2015

Chyba potrzebuję pomocy...

Normalnie pisałabym takie coś w pamiętniku albo powiedziała mojemu chłopakowi... ale naoglądałam się bzdurnych amerykańskich seriali, gdzie główne bohaterki piszą blogo-pamiętniki, no i nie mogę o tym powiedzieć mojemu chłopakowi, tak więc pojawia się nowy, cudowny post.

Mam dosyć ciągłego pisania ,,mój chłopak", ,,on" i inne zamienniki. Imienia nie zdradzę, bo tak naprawdę nie wie, że piszę tego bloga, a tym bardziej, że są tu wzmianki o nim, więc nazwijmy go... Igor? Lubię to imię, podoba mi się, no i jest krótkie, a ja... leniwa.

I właśnie o moje lenistwo tu chodzi... a może raczej brak weny? Chęci do czegokolwiek? Nie mam pojęcia skąd ta chandra, ale czuję się, jak osoba z depresją dwubiegunową, która jest właśnie na etapie leżenia pod kocem 24/h (sam fakt, że coś takiego zdiagnozowałam u siebie wyklucza moją diagnozę).

Nie mogę iść z moim problemem do Igora. Bo dotyczy on prezentu dla niego na naszą rocznicę. Wymyśliłam, że dam mu... słoiczek z 365 powodami, dlaczego go kocham (na karteczkach) na następne 365 dni naszego związku. Każdego dnia będzie mógł sobie odwinąć jedną karteczkę i mam nadzieję, że to sprawi, że każdy dzień będzie chociaż trochę lepszy.

Wiem,że nie kocha się za coś, chodzi raczej o to, żeby zobaczył jak wiele dla mnie znaczy i poczuł się doceniony. Jest tylko jedno ,,ale"... nie potrafię tego napisać. Powodów, dlaczego go kocham jest milion razy więcej niż 365, tylko kiedy zasiadam do pisania... mam pustkę w głowie. To powinno iść mi jak po maśle. Powinnam usiąść do komputera i napisać to w godzinę. Ale nie potrafię. A to, że mi nie wychodzi, albo nie mam ochoty tego robić sprawia, że czuję się jeszcze bardziej gównianie niż przed pisaniem tego. Wszystkie powody wydają mi się dziecinne... nie oddają tego, co czuję.

Mam straszny mętlik w głowie, ale nie mam z tym do kogo się zwrócić. Ciągle zadaję sobie pytania...

        Czy inni blogerzy mówią 
          o blogach swoim bliskim? 

                                           Jaka była ich reakcja kiedy się dowiedzieli?

Czy powinnam powiedzieć 
  o moim blogu Igorowi?
                                                             Czy ten słoik to aby na pewno 
                                                                   dobry pomysł na prezent?

                 Czy powinnam porzucić

 ten pomysł na prezent i wymyślić coś innego?
                                                                                                Czy dam radę wymyślić coś innego?
                        Czy to, że nie umiem wymyślić 
              tych powodów oznacza, że jestem złą dziewczyną?

Chyba potrzebuję pomocy... bo aktualnie nie mam na nic ochoty.

środa, 25 listopada 2015

Pikantne zdjęcia, czyli jak studia ,,rujnują" mi życie

!!!Uwaga post zwiera nieocenzurowane zdjęcia pochwy!!! +18

Szczerze to nie pamiętam już czy pisałam tutaj o tym jak dostałam się na studia. Na kierunek trafiłam przypadkiem. Był moją opcją zastępczą, gdybym nie dostała się na medycynę. Wybrałam go, bo chodzą ploty, że jest bardzo przyszłościowy. Kiedy ludzie słyszą ,,genetyka i biologia eksperymentalna" zawsze robią wielkie WOW. No cóż. Kierunek nie jest tak egzotyczny i z kosmosu, jak się wszystkim wydaje i pewnie, gdyby wiedzieli, o co chodzi nie targałyby nimi tak silne emocje.

Po czasie stwierdzam, że dobrze się stało, bo kierunek bardzo mi się podoba, jest ciekawy i można po nim robić wiele naprawdę fajnych rzeczy. Ale ma też ciemną stronę. Jest cholernie wymagający.

Ludiom po rozszerzeniu biologiczno-chemicznym rzuca się nagle zadania z matematyki z rachunku różniczkowego i fizyki na poziomie matury rozszerzonej (nie wspominając, że facet z ćwiczeniówki z fizyki to straszny buc). Oczywiście nikogo nie obchodzi, że tego nie mieliśmy i musimy sami wszystko nadrabiać. Jestem w komfortowej sytuacji. Mój chłopak mi pomaga. Mam szczęście, że on potrafi to wszystko.

Chociaż mój chłopak ma tylko 4 (!!!) przedmioty zazdro. To nad książkami i zadaniami musi siedzieć więcej ode mnie już nie tak bardzo zazdro. Dlatego widujemy się tylko :c raz w tygodniu.

Dlatego stwierdziłam: Co mi szkodzi? I zapisałam się do koła naukowego. Chodzę na konferencje. Korzystam. 


Ale biologia to praktycznie sama teoria i jest strasznie dużo kucia. Niektóre rzeczy są bardzo interesujące. Inne mniej. Zawsze tak jest. Ale możecie zapytać kogokolwiek, kto miał ten przedmiot i powie Wam, że histologia to koszmar każdego studenta. Ogrom wiadomości i szczegółów przygniata tak bardzo, że odechciewa się czegokolwiek. Jednak gorszym koszmarem jest ćwiczeniówka, gdzie pod mikroskopem ogląda się preparaty z różnych narządów i tkanek i widzi się tylko jedną, wielką, różową plamę. A oni jeszcze karzą to coś rozpoznać, narysować i opisać.


Wbrew pozorom nie narzekam. Chciałam się uczyć. Gdybym nie chciała nie poszłabym na studia tylko do zawodówy. Oczywiście mogłabym to olać i jechać na trójach. Wielu tak robi. Ale ja chcę coś w życiu osiągnąć. Znaleźć dobrą pracę, którą będę lubiła, do której będę chodziła z przyjemnością a nie za karę. Być może zrobić coś dobrego dla ludzi, coś wynaleźć, coś odkryć. To są moje marzenia i wiem, że muszę na nie ciężko zapracować.


Post jest długi. Wiem. Dlatego nie przeciągam dłużej. 


To obiecane zdjęcie preparatu histologicznego pochwy (nie powiem Wam czego dokładnie, bo nie podpisali, a znawcą nie jestem).





Oczywiście nie mam do zdjęcia żadnych praw, ale też nie ciągnę $$$ KASY $$$ za to, że je tutaj zamieszczam, więc cokolwiek. Gdybyście chcieli pooglądać więcej to wzięłam je z tej stronki:   http://www.atlas.histologiczny.cm.umk.pl/

Gdyby przez przypadek zaplątał się tu jakiś przyszły student, który jest na biol-chem i nie wiem co zrobić z życiem, a rozważa ten kierunek to chętnie odpowiem na pytania.

piątek, 13 listopada 2015

CZARNA pasta do zębów?

Nie wiem, czy już doszły do Was słuchy o tej powalającej nowości. Na wszelki wypadek napiszę o niej w poście. Mnie osobiście skłoniła do refleksji, dokąd zmierza świat.

Nie przywidziało Wam się. Irlandczycy stwierdzili widocznie, że mycie zębów białą pastą jest przestarzałe i zbyt mainsteamowe. Wyprodukowali więc prawdziwą pożywkę dla hipsterów, czyli czarną pastę. Jeśli działa tak, jak zapewniają producenci, to po tygodniu mycia nią, Wasze zęby będą bielsze niż skarpety z reklamy Wizir. Tubka tego cuda kosztuje 15 zł. Nie zamieszczam nazwy, (nikt mi za reklamę nie płaci ;p ) dociekliwi sami ją znajdą.

Moja mama pracuje w hurtowni zaopatrującej apteki, stąd ze wszystkimi nowinkami jestem ,,na czasie" , ponieważ przynosi do domu produkty lub ich próbki, które dostała od przedstawicieli handlowych zanim wejdą na półki, czy zaczną być reklamowane na telewizji.

Zazwyczaj unikam mieszania, życia prywatnego z blogowaniem, dla zachowania anonimowości, prywatności i uniknięcia różnych dziwnych rzeczy i sytuacji ;p Jednak specjalnie dla Was, na potrzeby tego postu (gdyby ktoś nie dowierzał) zamieszczam tutaj bardzo intymne zdjęcie, mojej własnej, prywatnej szczoteczki, z fragmentem wspaniałego i przepięknego zlewu z mojej łazienki.


Co myślicie? Innowacyjny pomysł czy dobry chwyt marketingowy, naciągający naiwniaków?

Będę jej używać prze jakiś czas, więc napiszcie mi czy ciekawią Was efekty stosowania i najwyżej walnę o tym kiedyś posta... czy coś.

Miłego dnia :)))

niedziela, 1 listopada 2015

Dużo zmian i idealne love story

Miałam małą przerwę w pisaniu, ale nie porzuciłam swoich blogów. Po prostu za dużo się działo i zbyt wiele miałam na głowie, żeby zajmować się pisaniem i edytowaniem postów.

Wiele rzeczy się wydarzyło w moim życiu. Jestem teraz trochę bardziej samodzielna, trochę bardziej szczęśliwa, rozdarta wewnętrznie do granic możliwości i jakieś siedem kilogramów chudsza. Z pewnością opiszę Wam wszystko, co się u mnie działo do tej pory, ale nie będzie to w tym poście, może nawet nie a następnym, ani kolejnych dziesięciu. Czas pokaże.

Stwierdziłam, że skoro już i tak umieszczam tutaj swoje przemyślenia to równie dobrze mogę popisać też trochę o moim życiu i pobawić się w elektroniczny pamiętnik. Wiem, wiem... słyszałam, że blogi i w ogóle pisanie o swoim życiu to straszna żenada i nikt tego nie chce czytać, bo nikogo to nie obchodzi... no cóż, jeśli tak jest, to wpisuje się to idealnie w idee ,,najnudniejszego bloga świata".

Podczas mojej nieobecności tutaj wiele się działo i o wielu tematach wartych skomentowania i dosyć kontrowersyjnych, nic nie pisałam. Szkoda, że już są nieaktualne. Jeśli jednak ze mną zostaniecie, to w najbliższym czasie wyrażę tutaj swoją opinię na temat halloween, przybliżę Wam ideę dzisiejszych krucjat i wyjaśnię dlaczego księża nie ciupciają tak często, jak myślimy.

A teraz trochę z innej beczki.

Wiele razy tutaj wspominałam tutaj, że mój chłopak to prawdziwy Skarb i obiecałam napisać kilka fajnych historii z Nim w roli głównej. Postanowiłam, że podzielę się dzisiaj z Wami jedną z nich.

W wakacje bardzo mało się widzieliśmy, głównie dlatego, że najpierw On wyjechał na rekolekcje. Wrócił i dzień później jechał pracować do Niemiec. Pech chciał, że mam urodziny w wakacje, a On miał wrócić dopiero dwa dni po nich. Ja zaś miałam wyjechać w dzień urodzin na wolontariat i jak zwykle spędzić urodziny w autokarze. W efekcie mieliśmy się nie widzieć przez 1,5 miesiąca. Dla osób tak zżytych ze sobą, jak my to prawdziwa tragedia. Staraliśmy się złagodzić tęsknotę rozmowami na Skype. W dzień przed moimi urodzinami mieliśmy, jak zwykle porozmawiać ze sobą wieczorem. Jednak jemu ciągle coś wypadało, cały czas miał coś do załatwiania. Wybiła północ, a mnie zrobiło się przykro, bo chciałam, żeby to On był pierwszą osobą, która złoży mi życzenia. Pięć minut po północy usłyszałam pukanie do drzwi. Stał za nimi mój chłopak z prezentem urodzinowym. Jednak dla mnie najlepszym i najpiękniejszym darem było to, że mogłam spędzić ten dzień z nim, zanim wyjechałam. To były zdecydowanie najlepsze urodziny w moim życiu :)

Życzę wszystkim czytelnikom miłego wieczoru :))

środa, 23 września 2015

Garnier Fructis Serum Goodbye Damage - opinia

Zwykle nie piszę takich postów. Ten został stworzony pod wpływem emocji, ponieważ jestem zachwycona efektami.

Na początku chciałam kupić inny olejek (sorry jeśli terminologia nie jest poprawna ;p ), ale był on dostępny tylko w drogerii, której nie ma w moim mieście. Poszłam więc do pierwszej lepszej i wzięłam najtańszy olejek, jaki tam był (nie wliczam w to jakiś dziwnych marek, które widziałam pierwszy raz na oczy).

Wcześniej miałam rozjaśniane włosy, które wyglądały dosłownie jak siano. Postanowiłam zmienić ich kolor na duuużo ciemniejszy i bałam się, że farbowanie zniszczy moje włosy jeszcze bardziej.

Tego olejku używam od prawie tygodnia, a włosy są mocniejsze i miękkie, mniej wypadają, ładnie się błyszczą i prawie nie widać już rozdwojonych końcówek. Jego plusem jest też to, że nie obciąża włosów (wiem, bo przez pierwsze 3 dni jeszcze troszeczke się puszyły) i nie sprawia, że wyglądają na tłuste.

Efekty są świetne. Jak dla mnie 10/10

Spokojnie. Nie zaczynam bawić się w pisanie o kosmetykach i ciuszkach, nie mówiąc już o ,,tworzeniu" zestawów ze zlepek zdjęć znalezionych w necie. Daleko mi do tego. Stwierdziłam jednak, że jeśli jakiś produkt jest wart polecenia, to mogę o nim napisać.

Czy koś też go używał? Jakie są Wasze opinie?

sobota, 19 września 2015

Mężczyzna idealny

Wiele razy w moich postach wspominałam o swojej drugiej połowie.

Miałam szczęście trafić na najcudowniejszą osobę pod słońcem (nie obrażając wszystkich innych). Jakimś cudem on odwzajemnia moje uczucia. Czasami robi dla mnie naprawdę słodkie i szalone rzeczy. Postanowiłam, że od czasu do czasu będę się z Wami nimi dzielić.

Tych historii jest sporo. W większość pewnie nie uwierzycie. Sama do niedawna myślałam, że niektóre rzeczy dzieją się tylko w filmach. Dlatego zacznę od czegoś bardzo słodkiego, ale i drobnego.

W tym roku zaczynamy studia i oboje przeprowadzamy się do Wrocławia (i to już za tydzień !!!). Wiadomo, że przed tak poważnym krokiem trzeba się dobrze przygotować i dopiąć wszystko na ostatni guzik. Zrobiłam sobie listę i okazało się, że mam pare rzeczy do kupienia. Nie byłoby w tym nic złego (zazwyczaj bardzo lubię zakupy), gdybym ciągle nie latała i nie załatwiała czegoś (wizyty u lekarza, okulisty, dentysty itp.).

Pisaliśmy wieczorem. Weszliśmy na temat załatwiania rzeczy przed przeprowadzką, więc napisałam mu co musiałabym sobie jeszcze kupić przed wyjazdem. Na mojej liście znalazły się też... kapcie. Niestety, ale moje ukochane kapcie zaczęły się już przecierać :c

Co dostałam od niego, kiedy spotkaliśmy się następnego dnia?

Różowe, futrzane, ciepłe kapciochy, w których zakochałam się od pierwszego wejrzenia.

I tak - były w moim rozmiarze :)

Była to bardzo ciekawa i słodka niespodzianka :3

Dobrej nocy wszystkim czytającym :)


czwartek, 17 września 2015

Dziś mi się nie chce

Macie też tak, że przez dłuższy czas nie macie ochoty na pisanie, ani pomysłu na posty i zupełnie opuszcza Was wena, aż w jednym momencie nagle Was olśniewa i macie miliom myśli na raz?

Ja tak miałam.
Wczoraj.
O 12 w nocy.

I oczywiście musiałam to wszystko spisać od razu, bo inaczej myśl by mi uciekła.

W efekcie spałam tylko 6 godzin.

Więc teraz wszystko jest w moim notatniku w telefonie i czeka grzecznie na przepisanie.

Ale dziś mi się nie chce.

Boję się, że mój blogowy leń powrócił.

Słyszałam, że najlepszym sposobem na zdobycie czytelników jest przeglądanie i komentowanie innych blogów. Dziś jednak nie czuję się na siłach zrobić nawet tego.

Myślę, że głównym powodem jest niewyspanie. Trudno się dziwić skoro śpię po 6 godzin, bo do 1 w nocy gonię komary brzęczące mi nad uchem -.-

Wszystkim czytającym życzę miłego wieczoru. Jak go spędzicie? Ja u fryzjera. Planuję definitywnie mienić fryzurę. Mam nadzieję, że będzie ładnie ^^ trzymajcie kciuki. Może napiszę o kiedyś o tym...

środa, 16 września 2015

Moda na hejtowanie i stereotypy & One Direction

Do pisania wszystkich moich postów inspiruje mnie życie.

Słowem wstępu. Słucham raczej ciężkiej muzyki, ale mam takie okresy w życiu, kiedy chcę od niej troszeczkę odpocząć i wtedy włączam sobie telewizje na jakimś MTV (zero kryptoreklamy ludzie) i słucham tego, co akurat poleci. Taki okres mam właśnie teraz.

Ostatnio strasznie spodobały mi się dwie piosenki. I tu zaczyna się zabawa...

Jedna jest od One Direction a druga od Biebera.

Nigdy nie byłam ich psychofanką, a do Justina jestem nastawiona dosyć sceptycznie. Jednak jeżeli jakaś ich piosenka jest fajna, nie widzę powodu, żeby jej nie słuchać. Twierdzę nawet, że 1D ma pare swoich naprawdę fajnych momentów. Dawno nie śledziłam ich losów, bo jak dla mnie za bardzo wydziwiali w teledyskach i ogółem spadli na samo dno. Zainteresowałam się jednak aferą z odejściem jednego z ich członków. Ta piosenka, która wpadła mi w ucho, została nagrana już po odejściu Zayna i muszę przyznać, że brak araba w zespole dobrze im zrobił. Widzę dużą poprawę.

Chciałam te dwie piosenki przesłać mojemu chłopakowi do przesłuchania. Ale stwierdził, że nie przesłucha tego ,,bo nie" tylko dlatego, że są to piosenki tych właśnie wykonawców... no cóż.

Dlatego napisałam w tytule ,,moda na hejtowanie" szczególnie przez facetów. Popularne jest teraz zachowanie typu ,,oni wyglądają, jak pedały a ja jestem prawdziwym samczym samcem alfa i nie będę słuchał badziewia dla dwunastolatek". Tacy panowie (do których zalicza się mój luby) i pewnie niektóre panie jadą tylko i wyłącznie na stereotypach i nie dają nawet szansy ich (niektórym) całkiem dobrym utworom.

Fakt spędzają na pindrzeniu się dłużej niż niejedna laska.
Fakt wydają na ciuchy więcej niż niejedna laska.
Fakt będą w przyszłości mieli problemy z płodnością przez noszenie za ciasnych spodni.

Należy sobie jednak zadać pytanie: Czy to jak wyglądają definiuje to jak śpiewają?


Dla ciekawskich oto one:

One Direction - Drag Me Down
Skrillex and Diplo - "Where Are Ü Now" with Justin Bieber

W piosence Biebera zachwycił mnie też teledysk. Myślę, że efekt jest  niesamowity :)

Dobrej nocy życzę :)

poniedziałek, 14 września 2015

Mój pierwszy raz

Mój chłopak zachęcał mnie do tego od dłuższego czasu. Opowiadał mi o różnych sposobach i rodzajach... Ogólnie jest w tym bardzo obeznany.

Ja jednak nie czułam się gotowa. W moim odczuciu było i nadal jest to coś bardzo intymnego. Wiedziałam, że jeśli to zrobimy to, będę czuła jakbym pokazała mu swoją duszę, dała mu wejść do mojej głowy.

Całkiem niedawno stwierdziłam, że mogę spróbować. Poprosiłam go jednak, aby to było coś bardziej oklepanego, bo nie poruszam się w temacie tak samo dobrze jak on.

Uklękliśmy więc naprzeciwko siebie i odmówiliśmy zwykły pacierz. (Dla kompletnie zielonych: Ojcze nasz, Zdrowaś Maryjo, Wierzę w Boga).

Tak jak myślałam było to dla mnie bardzo poruszające, intymne i niesamowite przeżycie. Na pewno zbliżyło nas to do siebie. Mówienie na głos swoich myśli i pragnień, tak aby słyszał je nie tylko Bóg było czymś czego najbardziej się bałam, ale też tym, co zdecydowanie wzruszyło mnie najbardziej.

Wspólną modlitwę polecam wszystkim parom. Ja na pewno powtórzę to już niedługo :)

poniedziałek, 7 września 2015

Referendum 6 września cz. II

W poprzednim poście namawiałam Was do uczestnictwa w referendum. Teraz tego żałuję.

Po dokładnym zapoznaniu się z pytaniami, gdzie:
1. było niezgodne z konstytucją
2. niedokładne
3. nieaktualne

Stwierdzam, że było ono jawną kpiną ze strony rządzących. Zostało one zorganizowane chyba tylko po to, żeby zmarnować pieniądze i zamydlić ludziom oczy.

Nawet gdyby frekwencja była wysoka żadna ze zmian na podstawie tego referendum, nie mogłaby wejść w życie.

Pozostaje się teraz zastanowić czy była to manipulacja czy rządzący tak mało wiedzą o swoim państwie. Chyba wolę wierzyć w to pierwsze.

Do przewidzenia było, że frekwencja będzie niska, ponieważ jest taka od lat.

 Media mają więc teraz pole do popisu i mogą mówić o klęsce Kukiza- zwolennika Jow-ów i o tym, jak dobra, cudowna PO wyciąga dłoń do niedobrych, złych Polaków, którzy nie chcą zmienić swojego gównianego życia.

Mam swoje zdanie na ten temat. Wam pozostawiam rozstrzygnięcie:
Referendum: manipulacja czy niewiedza rządzących?

niedziela, 6 września 2015

Referendum 6 września

Wszystkich pełnoletnich zapraszam na dzisiejsze referendum. Niestety, ale kiedy jest okazja, by obywatele coś zmienili nie informują nas o tym dostatecznie dobrze. Dla wszystkich, którzy nie wiedzieli pytania będą dotyczyły:

1. JOW-ów
2. Zmiany sposobu finansowania partii
3. Podatków

Wiem, że nawet z dużą frekwencją referendum może zostać odrzucone. Mimo to zapraszam wszystkich. Niech to nie będą zmarnowane publiczne pieniądze.

Nowy post już wkrótce.

czwartek, 13 sierpnia 2015

Ksiądz kontra (ex)prezydent

Ostatnio w mediach zrobiło się głośno o księdzu, który na Mszy mówił, że prezydent podpisujący ustawę o in vitro nie powinien zostać dopuszczony do Komunii.

Z jednej strony jest to dla mnie bardzo przykre, ponieważ moim zdaniem nie jest to temat do poruszania na Mszy, a ksiądz, który to zrobił powinien się zastanowić z jakiego powodu ludzie zbierają się w niedzielę w Kościele.

Ja przychodzę tam, żeby wysłuchać Słowa Bożego, Ewangelii, Ich wytłumaczenia i interpretacji w kazaniu. A nie po to, żeby słuchać przekonań politycznych księdza. Może sobie założyć bloga, takiego jak ten, żeby dać upust emocjom.

Ja widzicie krytykuję tylko sposób, w jaki ów ksiądz dał upust swoim przekonaniom, a nie im samym, ponieważ technicznie rzecz biorąc... to co powiedział jest prawdą i osoby opowiadające się publicznie za in vitro, czy aborcją nie powinny mieć dostępu do Komunii aż do publicznego odwołania swoich przekonań. (Sorry, ale to nie ja, ani ten ksiądz nie wymyślaliśmy takich praw). Śmiesznym jest więc dla mnie, że księża teraz się kajają, przepraszają, błagają o litość i wchodzą poszkodowanym tam gdzie plecy tracą swoją szlachetną nazwę tylko dlatego, że śmieli egzekwować prawa kościelne od kogoś ważnego.

Jest to doskonały przykład tego, że są ludzie równi i równiejsi.

Z drugiej jednak strony, biorąc pod uwagę rolę, jaką prezydent pełni w Polsce, co tak naprawdę mógł on zrobić z tą ustawą? Zawetować? I co potem? Wróciłaby do niego z powrotem tak, czy siak. Mamy więc tutaj impas. Ponieważ to rząd rządzi państwem a prezydentowi się obrywa. (Nie, nie jestem jego fanką, w żadnym razie go nie bronię. Staram się tylko być obiektywna)

Podsumowując... jak dla mnie obie strony dały ciała. Nie ma tutaj czerni i bieli, są same odcienie szarości.

piątek, 7 sierpnia 2015

Głupie tłumaczenia

Z powodu paskudnej grypy na tym jak i na innych moich blogach nie będą się pojawiały posty przynajmniej do końca tygodnia. Będę zbyt zajęta umieraniem.

 Za niedogodności przepraszam :)

niedziela, 2 sierpnia 2015

Rozważania na temat rozmiaru tyłka. Pytanie o Skyrim.

Najpierw część o zadkach.

Nie wiem czy zauważyłyście (używam formy żeńskiej, bo faceci nie przejmują się takimi rzeczami), że to jak się postrzegacie zależy też od tego co jecie. Ja tak mam. Kiedy jest same zdrowe rzeczy i nie objadam się, przeglądając się w lustrze wydaję się sobie szczupła i dosyć atrakcyjna. Natomiast kiedy zjem coś niezdrowego w lustrze widzę wieloryba. Mimo, że moja racjonalna strona mówi mi, że nic nie mogło się zmienić w ciągu jednego dnia.

Jak dla mnie są gusty i guściki, więc jeśli ktoś czuje się dobrze w swojej skórze, nie powinien czuć się źle z tym, że nie odpowiada on współczesnym standardom piękna. (Darujcie sobie komentarze, że pewnie jestem brzydką grubaską). Tak długo, jak nasza waga jest zdrowa dla organizmu i akceptujemy siebie - wszystko ok.

Druga sprawa. Skyrim.

Zauważyłam wzmożenie i tak nieznacznego ruchu na moim blogu po opublikowaniu posta o tej grze. Zastanawia mnie więc, czy chcielibyście bloga tylko o Skyrim? Nie ukrywam, że nie ja bym go prowadziła, bo jestem w tym temacie jeszcze zielona. Ciekawi mnie jednak czy taki pomysł by się przyjął.

I kolejne pytania.

Czy Wy też chcieliście tak bardzo mocno zabić tego kurczaka w Białej Grani? Aż mnie skręca za każdym razem kiedy go widzę.
Czy da się jakoś odprawić tego gościa krzyczącego ciągle o Talosie także w Białej Grani. Skoro nie można go zabić ani nic... czy można sprawić, żeby się w końcu zamknął?

sobota, 1 sierpnia 2015

Dopalacze i brak smykałki do interesów

W mediach cały czas trąbi się teraz o dopalaczach, więc i ja postanowiłam poruszyć ten temat.

Do przemyśleń na ten temat skłoniło mnie wczorajsze wyjście ze znajomymi (uwaga - tak, mam życie towarzyskie). Liczyłam na kulturalny wypad i miłą rozmowę, jednak niestety wyszedł z nami pewien oszołom, który postanowił się... naćpać (pominę tutaj okoliczności, bo nie są one ważne).

Nie były to akurat dopalacze, ale ten post będzie do nich nawiązywał.

Myśląc o narkotykach doszłam do wniosku, że nasi ukochani rządzący nie mają smykałki co interesów.

Zamiast podnosić podatki mogliby... zalegalizować wszelkie używki.

Tak, owszem, jestem za całkowitą legalizacją czegokolwiek. Mam jednak trochę inne pobudki ku temu niż niedojrzałe gimbusy.

No, bo zastanówcie się przez chwilę. Tak naprawdę zakazując narkotyków nasz kochany rząd, wspiera rozwój kryminalistycznego podziemia.

Dzieje się tak z jednej prostej przyczyny: głupoty ludzkiej (teraz nie chodzi o rządzących tylko narkomanów, żeby nie było wątpliwości).

Jeżeli ktoś będzie chciał brać narkotyki to i tak znajdzie sposób, żeby je zdobyć, nieważne czy są legalne czy nie.

Kryminaliści robią na tym biznes, a mogliby... rządzący.

Gdyby zalegalizować wszystko, zakazać produkcji takich substancji prywatnym firmom, a pozwolić jedynie państwowym w bardzo małych nakładach i sprzedawać je po absurdalnie wysokich cenach z jeszcze bardziej absurdalnie wysoką akcyzą, wszyscy by zyskali.

Pieniędzy nie trzeba by zdzierać z podatników. Chemicy w tym kraju nareszcie znaleźliby pracę. A idioci, którzy postanawiają brać, pomimo, że wszędzie się trąbi o zgubnym wpływie narkotyków na życie i organizm ludzki, doprowadziliby do swojego żałosnego końca i nie przekazywaliby swoich genów dalej. Zadziałałaby tutaj selekcja naturalna (ponieważ uważam, że nikt rozsądny nigdy nie tknie narkotyków) i można by wyeliminować patologię w Polsce.

Zostawiam Was z moją utopijną, pozbawioną współczucia i niehumanitarną wersją świata.

czwartek, 30 lipca 2015

Feministki

Zabalowałam trochę i spałam trzy godziny, więc wybaczcie mi, jeśli z tego posta wyjdzie tylko bezsensowne pierdolenie. Najwyżej kiedyś to poprawię... jak mi się będzie chciało.

W każdy razie, moje poglądy na temat feministek i kobiet w ogóle, szczególnie kobietom wyjadą się... irytujące i kontrowersyjne.

Zacznijmy więc może od tego, że nie wszystkie feministki są takie złe. Rozumiem feminizm rozsądnego wymiaru. W końcu nie wszędzie kobiety doczekały się równouprawnienia, a nawet w krajach, gdzie ono panuje, kobiety często są pomijane ze względu na płeć, czy dostają mniejsze pensje niż mężczyźni zajmujący te same stanowiska. I uważam, że o równość każdego człowieka powinno się walczyć.

Jednak niestety. Dzięki temu, jak kreują swój wizerunek dzisiejsze feministki (nie wszystkie oczywiście), nie są one brane na poważnie, a niewielu darzy je sympatią.

Pierwsze co mi się kojarzy z feminizmem to gruba, brzydka, zgorzkniała baba z kotem. Wiele kobiet chyba nie zrozumiało idei feminizmu. Nie chodzi przecież o nienawiść do mężczyzn tylko o równość! Tym bardziej smuci mnie to, że przeważnie feministkami zostają kobiety, które w jakiś sposób zostały skrzywdzone przez mężczyzn (bo akurat trafił im się jakiś idiota), albo zostały odrzucone i teraz próbują pokazać jakie są niezależne i jak dobrze sobie radzą bez nich. Dla mnie jest to raczej żenujące i pokazuje nie tyle siłę, co raczej desperację, potrzebę zwrócenia uwagi, wylania gdzieś swojego jadu.

Przepraszam, ale nie potrafię myśleć inaczej o osobach, które pieprzą o przeszczepianiu macic mężczyznom, obrażają ich, (a co dla mnie najgorsze) przestają dbać o higienę. No bo serio? Jak zdesperowanym trzeba być, żeby robić takie rzeczy i się nimi chwalić? Takie osoby zawsze wzbudzają u mnie litość.

Niedawno bardzo głośna była akcja z wrzucaniem zdjęć z nieogolonymi częściami ciała. Jak dla mnie było to nieestetyczne i po prostu obrzydliwe. Nie czepiam się fetyszystów, ale wątpię, że komuś może wydać się pociągająca spocona, owłosiona pacha. Uważam, że depilacja jest bardzo dobrym rozwiązaniem i nie chodzi mi tu teraz o wygląd, a raczej o względy higieniczne. Włosy zatrzymują ciepło, takie ich zadanie, logicznym jest więc wniosek, że owłosione pachy pocą się bardziej, a włosy tylko ten pot zatrzymują... na samą myśl robi nie się niedobrze (chyba powinnam jednak zjeść kolację po opublikowaniu tego posta- za wszystkie pawie bardzo przepraszam). Poza tym słyszałam, że dzięki (a może raczej przez) depilacji wszy łonowe praktycznie wyginęły. Dlatego dla mnie zaprzestanie golenia, jako bunt przeciwko zachciankom i upodobaniom facetów jest po prostu śmieszne.

Podsumowując ,,dobry" feminizm (koleżanka kiedyś nazwała go emancypacyjnym, więc niech będzie i tak), jak najbardziej popieram. Innym z całego serca współczuję.

Przeczytałam gdzieś, że feminizm kończy się, kiedy trzeba wnieść kanapę na dziesiąte piętro. Myślę, że coś w tym może być, szczególnie, jeśli kanapa nie mieści się do windy ;)

O roli kobiety i lekcjach WDŻWRu w innym poście. Teraz już mi się nie chce. Czeka mnie jeszcze recenzja książki, a nie chcę objechać jakiejś naprawdę dobrej, tylko dlatego, że mam skopany humor.

Każdemu kto tu dziś zajrzał życzę miłego wieczoru  :)

wtorek, 28 lipca 2015

Ważne pytania - Skyrim

!!! UWAGA SPOILERY !!!

W grze Skyrim trzeba dokonywać wielu wyborów, więc pytanie do Was:

Co wybraliście?

Ja na razie stanęłam przed trzema wyborami w na samym początku w Helgen, Białej Grani i Markarcie. Zastanawia mnie jaką drogę uznaliście za słuszną. 

W Helgen wybrałam Cesarskich (tylko dlatego, że moja lepsza połowa, powiedziała mi, że będę miała wtedy lepszy ekwipunek).

W Białej Grani wydałam Saadię, jakoś jej nie polubiłam i średnio mi się uśmiechała perspektywa walki z tyloma ludźmi na raz.

Co do Renegatów i Nordów... mimo, że Ci pierwsi walczą o swoje ziemie... są tak nieokrzesani, niemili i zachowują się jak pospolici, tępi bandyci. Jakoś nie uśmiechało mi się stanąć po ich stronie.

Czy ktoś z Was już stanął przed takimi wyborami? Jakie były Wasze motywy?

Szkoda, że twórcy gry nie określają, który wybór jest właściwy, a sam gracz nigdy nie dowie się czy wybrał słusznie.

poniedziałek, 27 lipca 2015

Absurdy w Skyrim

!!! UWAGA SPOILERY !!!

Ogólnie bardzo fajna gierka i polecam ją wszystkim, którzy chcą się zrelaksować i po napierdalać ubiory, trolle i smoki w czasie wolnym.

Jak dla mnie jest super. Bardzo wciągająca. Ale zdarzają się w niej sytuacje przeczące logice.

Pierwszą z nich było pokonanie Ancano (chyba tak to się pisało) zarozumiałego maga-dupka, mrocznego elfa. A raczej to, co się stało później, bo po wygranej bitwie zostaje się... arcymagiem Zimowej Twierdzy. No serio? Naprawdę? Przybywasz do miasta, wykonasz kilka misji i nagle puf! jesteś arcymagiem. Mimo, że w Twierdzy jest pierdyliard innych magów, którzy mają już mistrza z poszczególnych dziedzin i biją na głowę twoje marne umiejętności, ale i tak wszyscy wybierają ciebie... ja Was proszę.

Innym absurdem jest chyba wszystko, co dzieje się w Markarcie. Wchodzisz do miasta i od drzwi zarzynają na Twoich oczach jakąś babke. A w zamian za pomoc w dowiedzeniu się, o co chodzi musisz wybierać między walką ze strażnikami i uciekaniem z miasta albo trafieniem do kopalni.(Ładna mi nagroda). Nie mówiąc już o tym, że w kopalni zabierają wszystkie ładne rzeczy, które masz przy sobie i zostaje Ci tylko jakaś szmata do noszenia.

Jednak największą niedorzecznością są wierzenia w Skyrim i metafizyka. Nawet nie będę zagłębiać się w temat, skoro mój znajomy studiujący filozofię i część z samych twórców nie do końca ogarnia. Trudno się dziwić skoro wpakowali w siebie chyba całą tablicę Mendelejewa i pili whisky, żeby trochę wytrzeźwieć, tworząc tę grę, jeśli nie całą serię The Elder Scrolls.

Od siebie dodam tylko tyle, że nie przepadam za Thalmorem i jestem totalnie team Talos.

niedziela, 26 lipca 2015

Tęcza, Facebook i Kościół

Wiem, że miałam dodać recenzję. Stwierdziłam jednak, że z okazji pierwszego dnia tygodnia, nawiążę do tematów z życia codziennego.

Chciałabym na wstępie zaznaczyć, że naprawdę nie obchodzi mnie kto z kim sypia, o ile ta osoba jest dobrym człowiekiem. A zbyt wylewne okazywanie uczuć w miejscach publicznych razi mnie równie mocno, kiedy robią to pary dwupłciowe, jednopłciowe czy międzygatunkowe.

Skoro to sobie wyjaśniliśmy, przejdę dalej.

Inna sprawa kiedy ktoś jest Katolikiem. Do ateistów, czy osób innego wyznania się nie przyczepiam, ale przynależność do Kościoła, jako wspólnoty jest wiążąca i wraz z nią idą w parze reguły, których należy przestrzegać. Nie można sobie przebierać i stwierdzić ,,to jest w miarę okej, do tego się będę stosować, a to jest zbyt wymagające, więc to odrzucę". Doktryna to doktryna. Koniec, kropka.

Inną sprawą jest medialna propaganda, jakoby Kościół był nietolerancyjny i odrzucał takie osoby. Pseudo dziennikarzy, którzy wygadują takie brednie, nie zapoznając się ze wszystkimi materiałami, serdecznie pozdrawiam.

W Katechizmie Kościoła Katolickiego jest napisane:




Tak więc widać wszystko czarno na białym. Nie będę tłumaczyła, potraficie czytać.

Biblia nie jest już tak łaskawa. I mimo, że trochę ciśnie po homoseksualistach, nie pochwala się w niej homofobii. Zainteresowani mogą sobie sami znaleźć cytaty. Przyda się Wam dobra i wartościowa lektura.

Niedawno na Facebook'u przeżywano szał w związku z nową opcją. Co druga osoba miała na profilowym tęczę. No i super, idea piękna, tylko ludzie musieli, jak zwykle wszystko schrzanić. Nie mówię, że wszyscy, ale niektórzy ustawiali sobie tęczę, bo jest ładniutka, modna (w końcu każdy tak teraz ma) albo niedojrzałe gimby chciały się przeciwstawić systemowi.

Niezależnie od motywów. Jedno takie profilowe mi nie przeszkadzało... ale po pewnym czasie zaczęły mnie od tego boleć oczy, a na samą myśl o tęczy robiło mi się niedobrze.

Na szczęście moda na tęczę już minęła i teraz nikt o niej nie pamięta (a także ideałach które reprezentuje).

Znając życie temat homoseksualizmu niebawem wróci. W końcu zbliżają się wybory, a rządzący muszą czymś odwrócić naszą uwagę od prawdziwych problemów.

sobota, 25 lipca 2015

50, dotyk i bezwstydne czterdziestki

Do dzisiejszych refleksji skłoniło mnie natknięcie się na pozycję ,,Dotyk Crossa" w katalogu internetowym biblioteki miejskiej. Do tego nawiążę jednak później.

Teraz chcę opowiedzieć o pewnej sytuacji, która zdarzyła mi się wcześniej.

Wracałam właśnie ze szkoły, wsiadałam do autobusu, a tam babeczka zdrowo po czterdziestce czyta (nie pamiętam już teraz którą) książkę z serii ,,50 twarzy Greya".

Możecie mnie nazwać nietolerancyjną piczą, no ale nie poczułybyście się dziwnie, czytając taką książkę w miejscu publicznym? Wszyscy patrzą na Ciebie i wiedzą, że czytasz takie zboczone rzeczy. Poza tym, skoro ta kobieta czytała to wątpliwe dzieło współczesnej literatury z takim zamiłowaniem, to znaczy, że podobały jej się sceny erotyczne w niej opisywane (co dla mnie jest podwójnie chore). A skoro to były sceny EROTYCZNE i jej się podobały, to czy nie powinna się... podniecić czytając je? I tu pojawia się pytanie: czy nie przeszkadzałoby Wam podniecanie się w miejscu publicznym? Wśród wielu ludzi? Dla mnie byłoby to co najmniej żenujące.

Druga sprawa, czy wypożyczyłybyście w biblioteki książkę taką, jak ,,Dotyk Crossa" ?

Wyobraźcie sobie tą scenkę. Bierzecie książkę z półki, podchodzicie do bibliotekarza/ bibliotekarki i podajecie tej osobie daną książkę. Ona patrzy na nią, potem na Ciebie i wiedząc o czym jest ta książka, wie, że czytasz takie perwersyjne rzeczy i bierze Cię za zboczeńca.

Dla mnie takie rzeczy są nie na miejscu, ale może to ze względu na moje konserwatywne poglądy i fobię społeczną (co by wyjaśniało dlaczego korzystam ze względnej anonimowości, jaką daje mi blok, a nie mam swojego kanału na YT).

W następnym poście recenzje wyżej wymienionych oraz niedawno przeczytanych książek.

czwartek, 23 lipca 2015

Dieta cud i upały

Ostatnio odkryłam, że najlepszą dietą jest... tęsknota.

Odkąd moja lepsza połowa wyjechała robi mi się niedobrze na widok jedzenia. Trwa to już prawie dwa tygodnie i potrwa jeszcze miesiąc. Do tego czasu pewnie już w ogóle zniknę, skoro po tak krótkim czasie mogę zapinać pasek w spodniach dwie dziurki wcześniej.

Pewnie nie bez znaczenia pozostają też temperatury, ale kiedy on był obok, jakoś nie przeszkadzały mi we wpieprzaniu jak małe prosie.

Gdyby nie było za gorąco by żyć, zwiększyłabym efekt jakimś wysiłkiem fizycznym (chociaż niechętnie, bo jestem typowym kanapowcem i lubię plaszczyć zadek całymi dniami).

Słyszałam, że chodzenie po schodach działa dobrze na pośladki i nogi. Może kiedyś się podejmę, ale będziecie musieli uwierzyć mi na słowo. Nie zamierzam zrobić zdjęć mojego dupska, a co dopiero wrzucać je do sieci.

Co do jedzenia polecam lody i sorbety bez ograniczeń, wychodzi się praktycznie na zero kalorii, po ich zjedzeniu :)

środa, 22 lipca 2015

Ekspertka, Garnier i soda oczyszczona

Jako, że jestem nastolatką i na co dzień muszę się borykać z niedoskonałościami mojej cery, postanowiłam pewnego dnia, wypróbować sposób na pozbycie się ich, znaleziony w internecie.

Maseczkę z sody oczyszczonej.

W trosce o moją twarz postanowiłam znaleźć w wyżej wymienionym już źródle, informacji na temat skutków ubocznych stosowania jej.

Jak to się często zdarza, zabłądziłam (pewnie Wy też tak mieliście nie raz) i natknęłam się na strony, na których dyskutowano o skuteczności tejże maseczki.

Teraz już wiem, że na dłuższą metę nie przynosi ona oczekiwanych efektów. Pierwsze wrażenie jest powalające, ale po kilku godzinach skóra wraca do normalnego stanu, jeśli nie gorszego.

Wracając do tematu. Jedną z nich była strona firmy Garnier (mam nadzieję, że nie robię im reklamy, tym bardziej, że mi za nią nie płacą). Znajdowało się na niej pytanie o działanie maseczki, zadane przez jakąś młodą dziewczynę.

Nie byłby w tym niczego niezwykłego, gdyby nie odpowiedź pewnej specjalistki, jak mi się zdaje pani doktor albo kosmetyczki. Postanowiłam, więc przyjrzeć się jej bliżej. I tak jak myślałam na każde pytanie na forum odpowiadała tak samo.

Jakikolwiek sposób na poprawienie cery nie jest skuteczny, a jedynym lekarstwem na całe zło są zabiegi kosmetyczne czy dermatologiczne, w prowadzonych przez nią salonach.

Jak widzicie cebulactwo nie zna granic.

Z mojej strony mogę dodać tylko tyle, że bardzo tą panią polecam oraz jej salony (za to też niestety mi nie płacą), bo jej komentarze, bardzo mnie rozbawiły.

wtorek, 21 lipca 2015

Post I

Będzie to (jak wskazuje nazwa) najnudniejszy blog świata. Bo będzie on o mnie. A raczej o tym, co myślę. Nikt, nigdy nie interesuje się, co tak właściwie myślą inni ludzie. Co czują. Czego pragną. A ja w szczególności. Dlatego skupię się tutaj, jak wszyscy na sobie.

Będzie to blog całkowicie...

Niepoprawny politycznie.
Niezgodny z medialną propagandą.
Nieetyczny w każdym calu.

Wiem, moja droga garstko czytelników, że gówno Was obchodzi co mi w głowie siedzi. Jednak jeśli pojawi się tu jakaś zbłąkana dusza od czasu do czasu, to chcę, żebyście wiedzieli, że liczę na wiele obelg w moim kierunku i hejterów, nabijający mi punkty popularności swoją wszechobecną nienawiścią. Ale liczę też na ludzi, którzy zrozumieją i poprą moje stanowisko w pewnych kwestiach, chociaż wątpię, czy znajdzie się jeszcze ktoś oprócz mojej drugiej połowy (chociaż i on nie zawsze się ze mną zgadza).

Na pomysł założenia tego bloga wpadłam o drugiej w nocy.
Dzisiaj w nocy.
Więc osądzajcie mnie do woli i ciśnijcie po mnie w necie.

Przepraszam wszystkich, którzy skusili się to przeczytać za mój beznadziejny styl i błędy w interpunkcji. (Ortów nie będzie, bo program do edycji podkreśla mi je na czerwono) .

Posty będą pojawiały się, jak będę łaskawa je napisać... czyli kiedy mi się zachce.

Pozdrawiam wszystkich moich fanów, a więc nikogo w szczególności.